Bernadetta
z wyczekiwaniem wpatrywała się w Severusa, którego ziemista twarz,
przybrała bardziej bladszy odcień niż zwykle. Czarne, paciorkowate
oczy wlepiał zszokowany w czarownicę, która ponad piętnaście lat
temu była jego przyjaciółką. To było już po kłótni z Lily, po
przyłączeniu się do Śmierciożerców. A jednak, coś czego Lily
nie pochwalała, Bernadetta, choć miała takie same zdanie,
tolerowała. Co prawda z niechęcią, ale tolerowała. Nie odsunęła
się od niego, jak zrobiła to Evansówna. A później ten feralny
dzień, w którym i ją sam sobie odebrał. Był wtedy wściekły na
Lily, Huncwotów i swoją durną rodzinę.
- Co ty tu robisz? - zapytał
chłodnym tonem, lustrując ją wzrokiem. Nic się nie zmieniła.
Nadal była drobniutka, niewysoka, a szafirowe oczy zdawały się
przewiercać go na wylot. Sprawiały wrażenie, jakby mogły poznać
najgłębsze zakamarki jego duszy.
Bernadetta wzruszyła
ramionami.
- Mam coś do załatwienia -
odparła, spojrzała na Remusa znacząco. - Do widzenia Severusie.
Harry, miło było was poznać - dodała jeszcze. Odeszli już
kawałek, gdy usłyszała wściekłe warknięcie Mistrza Eliksirów.
- Na co się gapisz Potter?
Zmiatajcie stąd albo odejmę Gryfonom po dziesięć punktów na
każdego z was.
Bernadetta zatrzymała się
gwałtowanie. Odwróciła się.
- Zaczekaj! - krzyknęła do
Harry'ego, który już odchodził razem z przyjaciółmi, wywołując
tym samym grymas na twarzy Snape'a. Podeszła do chłopca,
spoglądając nań natarczywie.
- Masz na nazwisko Potter? -
zapytała. Skinął głową, nieco zdziwiony natarczywością nie
tylko tonu, ale i spojrzenia Fortuny.
- Twój ojciec? Jak miał na
imię? - pytała dalej.
- Bernadetta - usłyszała
ostrzegawczy głos Lupina, ale zignorowała go.
- James.
- A matka?
- Lily.
Bernadetta przyjrzała się
uważniej Harry'emu. Już teraz wiedziała, dlaczego pomyliła go z
Jamesem. I te oczy. Wreszcie poznała kogo jej przypominały. Lily
miała identyczne. Tyle, że jej się śmiały. Zawsze, do
wszystkiego. Gdy się denerwowała, prawie zawsze na Jamesa, wtedy
pojawiały się w nich błyskawice, ale czaiła się w nich także
czułość i miłość.
- Jak się miewają? -
zapytała na pozór obojętnie, choć w środku oczekiwała w
napięciu. Chciałaby znów ich zobaczyć. Znów śmiać się z Lily,
przytulić Jamesa i podrażnić go nieco. Znów być w otoczeniu
przyjaciół. W duchu uśmiechnęła się na wspomnienie innego dnia.
Siedziałam w Wielkiej
Sali pisząc właśnie esej dla Slughorna, obok mnie pochylona nad
książką do Numerologii siedziała Lily, zachłannie pochłaniając
treść. Na przeciwko Kiara i Amy z nudów grały w szachy
czarodziejów. Zerkając co chwilę na nich, odnosiłam wrażenie, że
to Macdonald była lepsza, niż Heulynka. Nagle Lily krzyknęła, gdy
obok niej pojawił się James.
- Cholera, Potter. Nie
pojawiaj się tak znikąd - warknęła w jego stronę. Twarz
czarnowłosego mimo nieprzyjemnego tonu jego ukochanej, nie zmieniła
się i nadal trwał na niej nieco wyniosły uśmieszek. Przysiadł
się do Evansówny. Obok Kiary usiadł Syriusz z szelmowskim
uśmiechem, a Remus tuż obok mnie, zaglądając mi przez ramię.
- Co piszesz? - szepnął.
- Esej dla Slughorna -
mruknęłam, nie przerywając pisania.
- Nawet o tym nie myśl,
Black - usłyszeliśmy ostrzegawczy ton Heulynki. Razem z Lunatykiem
spojrzeliśmy w ich stronę. Kiara pochylona była nad szachownicą,
a za nią Łapa z uśmiechem niewiniątka patrzył porozumiewawczo na
przyjaciela.
- Co wy znowu knujecie? -
zapytałam, odkładając pióro i spoglądając pytająco na tą
dwójkę.
- My? - zapytał Syriusz
udając wielce zdziwionego. - Przecież my nic nie robimy. - odparł
niewinnie. Spojrzałam na niego sceptycznie, podnosząc jedną brew
do góry. Syriusz jęknął, co nawiasem mówiąc, nie zdarzało się
często. - Nie patrz tak na mnie, Bernie.
Nie mogąc się
powstrzymać wybuchnęłam śmiechem, a Lily, James i Remus
przyłączyli się do mnie. Kiara i Amy były zbyt pochłonięte grą
by cokolwiek zauważyć.
Nagle usłyszałam czyjś
bieg i poczułam kwiatowy zapach perfum towarzyszący tej osobie.
Tylko jedna osoba miała ten charakterystyczny zapach. Alice zjawiła
się przy nas zziajana i z purpurowymi rumieńcami.
- Słuchajcie! -
wykrzyknęła, lecz potem dostrzegła Huncwotów. - Och... to ja,
może później - mruknęła, siadając obok Amy.
- Co się stało Alice? -
zapytała zmartwiona Lily, przyglądając się przyjaciółce, choć
nie mogła ukryć ciekawości. Ja do cierpliwych nie należałam,
więc też prędko chciałam dowiedzieć się, co się stało.
- Powiem wam w
dormitorium - bąknęła wyjmując pergamin, atrament i książkę do
eliksirów. Jak ja chciała pewnie zabrać się za esej.
- Ależ czemu, Alice?
Powiedz teraz. My też chętnie posłuchamy - powiedział przymilnie
Potter, uśmiechając się zachęcająco.
- Oczywiście, kochana.
Przy nas nie musisz się przecież niczego wstydzić - poparł go
Syriusz. Widziałam jak niecierpliwie czeka na jakieś plotki. Och,
tak! Łapa przewyższał nawet najlepsze dziewczyny.
- Oczywiście - parsknęła
Alice ironicznie, nie patrząc na nich. Otwierając podręcznik,
zaczęła pisać. I na tym zakończono temat. Spojrzałam na jej
pergamin.
- Kiedy zdążyłaś tyle
napisać? - zapytałam zdziwiona. Alice spojrzała na swoją pracę,
a potem na moją.
- Och. Nudziłam się,
więc zaczęłam w sobotę. Potem nie miałam czasu - tu spojrzała
wymownie na Huncwotów i dziewczyny siedzące obok niej. - Zostało
mi kilka linijek do napisania - dodała.
- Ja swoją skończyłam
wczoraj - odezwała się Lily, nie podnosząc nawet wzroku.
- A my...
- Jeszcze nie zaczęliście
- dokończyła Lily, przerywając tym samym Jamesowi. Spojrzała na
niego krytycznie.
Przez pewien czas
milczeliśmy, jedynie nasze pióra skrobały po pergaminie, kartki
szeleściły gdy Lily je przewracała i co jakiś czas odzywała się
któraś z dziewczyn, przesuwając swoim pionkiem.
- Lily? - zapytał James.
- Nie, Potter, nie
napisze ci - odparła, nie przerywając pisania. Uśmiechnęłam się
kątem ust, spoglądając na rudowłosą i jej adoratora, który
teraz przybrał zbolałą minę.
- Lily, proszę. Przecież
ja tak ładnie proszę - powiedział do niej. I o to mu chodziło.
Lily spojrzała na niego, a James w jednej chwili przybrał
szczenięcą minę. Grał nie fair. Wiedział, że Lily od razu
zmięknie, jeśli na nią tak spojrzy.
- Lily? - zapytał
ponownie James, smutnym, proszącym głosem zbitego szczeniaka.
- Ooch. No... nie wiem.
Ech. Dobra, napiszę ci - westchnęła w końcu. Wtedy twarz Pottera
przybrała wyraz satysfakcji, a na ustach pojawił się tryumfalny
uśmiech. Zwolniona z jego czaru, Lily fuknęła na niego, celując
oskarżycielsko palcem.
- Zrobiłeś to
specjalnie! - wyrzuciła mu. W jej oczach znów pojawiły się
błyskawice. - Uduszę cię kiedyś! Przyjdę do twojego
dormitorium...
- Ooo, to mi się podoba.
Wiesz, że moje łóżko jest zawsze otwarte dla ciebie - James
spojrzał na nią z uwodzicielskim uśmiechem.
- Ty...! - warknęła na
niego, unosząc dłoń. Zaraz jednak opanowała się. - Nie przyjdę
do ciebie, Potter! Przyjdę, żeby cię udusić. I to własnymi
rękami.
Nie mogąc powstrzymać
się, parsknęłam śmiechem. Przysłuchujące się od dłuższego
czasu Kiara, Amy i Alice oraz Remus i Syriusz przyłączyli się do
mnie. Tylko z twarzy Jamesa znikł nagle uśmiech. Zaraz jednak znów
odzyskał swoją pewność siebie.
- Tylko tak mówisz -
zbył groźbę Lily machnięciem ręki. - W głębi kochasz mnie na
zabój i jedyne o czym myślisz to...
- Zamordowanie ciebie! -
syknęła jeszcze raz Evansówna. Potem spojrzała na mnie i
bezgłośnie wyjęczała 'zabij mnie'. Stłumiłam chichot.
W końcu James zmęczony
groźbami Lily, acz nadal się niepoddający, odszedł, a razem z nim
Syriusz. Remus jednak wytłumaczył się im i został, pisząc razem
z nami esej dla profesora Eliksirów. Gdy Huncwoci oddalili się,
Alice odłożyła pióro.
- Frank poprosił mnie o
chodzenie - wyszeptała podniecona. Wszyscy spojrzeliśmy na nią w
jednej chwili. Pierwsza odzyskałam głos.
- Frank Longbottom? -
upewniłam się. Alice pokiwała głową. Od dawna podkochiwała się
w tym cichym chłopaku z naszego roku.
- Opowiadaj! - ponagliła
Lily.
-No, wpadliśmy na siebie
w sowiarni. Wracałam właśnie z Wróżbiarstwa i pomyślałam, że
napiszę do rodziców. On właśnie wychodził. W przejściu
powiedzieliśmy sobie cześć i pochwaliliśmy pogodę, wiecie takie
bzdety, kiedy nie wiadomo co powiedzieć. W końcu on powiedział, że
musi iść. No to ja poszłam na górę, a on na dół. Dziesięć
minut później usłyszałam szybkie kroki na schodach i po chwili
się pojawił. Od razu razu, jak tylko wszedł zapytał mnie czy
wyjdę za niego, ale zaraz się poprawił i spytał, czy zostanę
jego dziewczyną. Mówią, szczerze, nie pogardziłabym pierwszą
propozycją - uśmiechnęła się, przygryzając wargę. Wszyscy
wpatrywaliśmy się w nią z szeroko otwartymi oczami.
- To cudownie, Alice -
powiedziała Amy, przytulając ją, gdyż była najbliżej
ciemnowłosej. Gdy wszyscy jej pogratulowali, zwróciła się do
Remusa.
- Tylko nic nie mów
Huncwotom - nakazała mu. Lunatyk pokiwał głową.
- Bez obaw. Nic nie pisnę
- obiecał.
- O czym ma nam nie
mówić? - usłyszeliśmy głos Jamesa.
- O czym nie piśniesz? -
powiedział w tym samym czasie Syriusz.
Oboje zmaterializowali
się obok nas z szelmowskimi uśmiechami. Nie wiem jak, ale miałam
wrażenie, że wszystko słyszeli.
- O niczym - zaprzeczyła
szybko Morwennol. Na twarzy Rogacza pojawił się tryumfalny uśmiech.
- A my już o wszystkim
wiemy - powiedział. Cóż, te słowa były dla niego kluczem do
zaświatów. Alice zerwała się w tej samej chwili w której James i
Syriusz zebrali się do biegu. Wybiegła za nimi, a Kiara, Amy i Lily
pobiegły razem z nią. Ostatnie co słyszałam to słowa Alice:
- POTTER! BLACK!
WRACAJCIE MI TU!
Zachichotałam.
Nieciekawy był los Rogacza i Łapy jeśli dziewczyny ich dogonią.
- To my tu posiedzimy. -
mruknęłam spoglądając z rozbawieniem na roześmianego Remusa.
Bernadetta wróciła do
teraźniejszości. Severus, Harry oraz jego przyjaciele wpatrywali
się w nią wyczekująco, i tylko Remus i Snape wiedzieli co się
działo z ich przyjaciółką. Znali ją na tyle dobrze, że
wiedzieli, kiedy wracała pamięcią do jakiegoś wspomnienia. Remus
nie wątpił, że to wspomnienie zawiązywało do rodziców
Harry'ego.
Harry przełknął ślinę;
Bernadetta kątem oka uchwyciła drganie jego jabłka Adama.
- Nie żyją od dwunastu lat
- odparł.
W jednej chwili wszelkie
marzenia Fortuny legły w gruzach. 'Nie żyją od dwunastu lat' - te
słowa były dla niej nożem wbitym w prosto serce. I nie szybko, aby
ból był krótki. Nóż powoli zagłębiał się w jej martwym
sercu, powodując ból nie do zniesienia. Powinnam z nimi być.
Dlaczego odeszłam? Gdybym została z nimi... - obwiniała się. W
jej duszy łzy leciały potokami, ale na zewnątrz nie okazała
swojego bólu.
- Remusie, czy mógłbyś
zaprowadzić mnie do Dyrektora? - rzekła do Lunatyka, spojrzenie
mając utkwione gdzieś w przestrzeni.
Lupin wziął ją pod rękę
i odprowadził do gabinetu. Zaraz za nimi niepostrzeżenie ruszył
Snape.
Fajnie, że udało ci się go dodać.
OdpowiedzUsuńMając na myśli wspomnienie, chodzi ci o ten fragment z rozdziału drugiego napisany kursywą, o wspomnieniu z przeszłości (dokładniej o tej małej kłótni Bernadetty i Severusa oraz tego jak Lily i spółka urządziły Huncwotów)? Przeczytałam raz jeszcze i nadal nie kojarzę o co chodzi. To chyba ma związek z tym, że jest córką charłaczki i półmugola, tak? Coś jak Tom Riddle, przynajmniej do pewnego momentu... Jejku, widzę, że strasznie dużo rzeczy zapominam z czasem. Niby krótki rozbrat z Harry'm, a tyle podstawowych faktów od razu gdzieś uleciało. Bardzo przepraszam...
A co do rozdziału... Widać, że Bernadetta przeżyła głęboki szok, zresztą co tu się dziwić, to byli towarzysze jej dzieciństwa ;)Bardzo fajne są te wplatane wątki z przeszłości.
Pozdrawiam
Nie nazwałabym tego małą kłótnią. Severus „stracił” Bernadettę po tym. Tak samo jak spaprał sprawę z Lily. I tak : wszystkie wspomnienia są kursywą. Po trzecie - fragment o Berni jest zaraz po tym jak Snape nazwał ją szlamą. W tym samym akapicie.
UsuńZ jednej strony o to chodzi z tymi wspomnieniami. Później będą odgrywać większą rolę. Ale to dopiero za trzy, może cztery rozdziały. Zależy co mi strzeli do tej głowy ;)
Cieszę się, że ci się podoba.
Pozdrawiam, V.