III : Rozbite marzenia

Bernadetta z wyczekiwaniem wpatrywała się w Severusa, którego ziemista twarz, przybrała bardziej bladszy odcień niż zwykle. Czarne, paciorkowate oczy wlepiał zszokowany w czarownicę, która ponad piętnaście lat temu była jego przyjaciółką. To było już po kłótni z Lily, po przyłączeniu się do Śmierciożerców. A jednak, coś czego Lily nie pochwalała, Bernadetta, choć miała takie same zdanie, tolerowała. Co prawda z niechęcią, ale tolerowała. Nie odsunęła się od niego, jak zrobiła to Evansówna. A później ten feralny dzień, w którym i ją sam sobie odebrał. Był wtedy wściekły na Lily, Huncwotów i swoją durną rodzinę.
- Co ty tu robisz? - zapytał chłodnym tonem, lustrując ją wzrokiem. Nic się nie zmieniła. Nadal była drobniutka, niewysoka, a szafirowe oczy zdawały się przewiercać go na wylot. Sprawiały wrażenie, jakby mogły poznać najgłębsze zakamarki jego duszy.
Bernadetta wzruszyła ramionami.
- Mam coś do załatwienia - odparła, spojrzała na Remusa znacząco. - Do widzenia Severusie. Harry, miło było was poznać - dodała jeszcze. Odeszli już kawałek, gdy usłyszała wściekłe warknięcie Mistrza Eliksirów.
- Na co się gapisz Potter? Zmiatajcie stąd albo odejmę Gryfonom po dziesięć punktów na każdego z was.
Bernadetta zatrzymała się gwałtowanie. Odwróciła się.
- Zaczekaj! - krzyknęła do Harry'ego, który już odchodził razem z przyjaciółmi, wywołując tym samym grymas na twarzy Snape'a. Podeszła do chłopca, spoglądając nań natarczywie.
- Masz na nazwisko Potter? - zapytała. Skinął głową, nieco zdziwiony natarczywością nie tylko tonu, ale i spojrzenia Fortuny.
- Twój ojciec? Jak miał na imię? - pytała dalej.
- Bernadetta - usłyszała ostrzegawczy głos Lupina, ale zignorowała go.
- James.
- A matka?
- Lily.
Bernadetta przyjrzała się uważniej Harry'emu. Już teraz wiedziała, dlaczego pomyliła go z Jamesem. I te oczy. Wreszcie poznała kogo jej przypominały. Lily miała identyczne. Tyle, że jej się śmiały. Zawsze, do wszystkiego. Gdy się denerwowała, prawie zawsze na Jamesa, wtedy pojawiały się w nich błyskawice, ale czaiła się w nich także czułość i miłość.
- Jak się miewają? - zapytała na pozór obojętnie, choć w środku oczekiwała w napięciu. Chciałaby znów ich zobaczyć. Znów śmiać się z Lily, przytulić Jamesa i podrażnić go nieco. Znów być w otoczeniu przyjaciół. W duchu uśmiechnęła się na wspomnienie innego dnia.


Siedziałam w Wielkiej Sali pisząc właśnie esej dla Slughorna, obok mnie pochylona nad książką do Numerologii siedziała Lily, zachłannie pochłaniając treść. Na przeciwko Kiara i Amy z nudów grały w szachy czarodziejów. Zerkając co chwilę na nich, odnosiłam wrażenie, że to Macdonald była lepsza, niż Heulynka. Nagle Lily krzyknęła, gdy obok niej pojawił się James.
- Cholera, Potter. Nie pojawiaj się tak znikąd - warknęła w jego stronę. Twarz czarnowłosego mimo nieprzyjemnego tonu jego ukochanej, nie zmieniła się i nadal trwał na niej nieco wyniosły uśmieszek. Przysiadł się do Evansówny. Obok Kiary usiadł Syriusz z szelmowskim uśmiechem, a Remus tuż obok mnie, zaglądając mi przez ramię.
- Co piszesz? - szepnął.
- Esej dla Slughorna - mruknęłam, nie przerywając pisania.
- Nawet o tym nie myśl, Black - usłyszeliśmy ostrzegawczy ton Heulynki. Razem z Lunatykiem spojrzeliśmy w ich stronę. Kiara pochylona była nad szachownicą, a za nią Łapa z uśmiechem niewiniątka patrzył porozumiewawczo na przyjaciela.
- Co wy znowu knujecie? - zapytałam, odkładając pióro i spoglądając pytająco na tą dwójkę.
- My? - zapytał Syriusz udając wielce zdziwionego. - Przecież my nic nie robimy. - odparł niewinnie. Spojrzałam na niego sceptycznie, podnosząc jedną brew do góry. Syriusz jęknął, co nawiasem mówiąc, nie zdarzało się często. - Nie patrz tak na mnie, Bernie.
Nie mogąc się powstrzymać wybuchnęłam śmiechem, a Lily, James i Remus przyłączyli się do mnie. Kiara i Amy były zbyt pochłonięte grą by cokolwiek zauważyć.
Nagle usłyszałam czyjś bieg i poczułam kwiatowy zapach perfum towarzyszący tej osobie. Tylko jedna osoba miała ten charakterystyczny zapach. Alice zjawiła się przy nas zziajana i z purpurowymi rumieńcami.
- Słuchajcie! - wykrzyknęła, lecz potem dostrzegła Huncwotów. - Och... to ja, może później - mruknęła, siadając obok Amy.
- Co się stało Alice? - zapytała zmartwiona Lily, przyglądając się przyjaciółce, choć nie mogła ukryć ciekawości. Ja do cierpliwych nie należałam, więc też prędko chciałam dowiedzieć się, co się stało.
- Powiem wam w dormitorium - bąknęła wyjmując pergamin, atrament i książkę do eliksirów. Jak ja chciała pewnie zabrać się za esej.
- Ależ czemu, Alice? Powiedz teraz. My też chętnie posłuchamy - powiedział przymilnie Potter, uśmiechając się zachęcająco.
- Oczywiście, kochana. Przy nas nie musisz się przecież niczego wstydzić - poparł go Syriusz. Widziałam jak niecierpliwie czeka na jakieś plotki. Och, tak! Łapa przewyższał nawet najlepsze dziewczyny.
- Oczywiście - parsknęła Alice ironicznie, nie patrząc na nich. Otwierając podręcznik, zaczęła pisać. I na tym zakończono temat. Spojrzałam na jej pergamin.
- Kiedy zdążyłaś tyle napisać? - zapytałam zdziwiona. Alice spojrzała na swoją pracę, a potem na moją.
- Och. Nudziłam się, więc zaczęłam w sobotę. Potem nie miałam czasu - tu spojrzała wymownie na Huncwotów i dziewczyny siedzące obok niej. - Zostało mi kilka linijek do napisania - dodała.
- Ja swoją skończyłam wczoraj - odezwała się Lily, nie podnosząc nawet wzroku.
- A my...
- Jeszcze nie zaczęliście - dokończyła Lily, przerywając tym samym Jamesowi. Spojrzała na niego krytycznie.
Przez pewien czas milczeliśmy, jedynie nasze pióra skrobały po pergaminie, kartki szeleściły gdy Lily je przewracała i co jakiś czas odzywała się któraś z dziewczyn, przesuwając swoim pionkiem.
- Lily? - zapytał James.
- Nie, Potter, nie napisze ci - odparła, nie przerywając pisania. Uśmiechnęłam się kątem ust, spoglądając na rudowłosą i jej adoratora, który teraz przybrał zbolałą minę.
- Lily, proszę. Przecież ja tak ładnie proszę - powiedział do niej. I o to mu chodziło. Lily spojrzała na niego, a James w jednej chwili przybrał szczenięcą minę. Grał nie fair. Wiedział, że Lily od razu zmięknie, jeśli na nią tak spojrzy.
- Lily? - zapytał ponownie James, smutnym, proszącym głosem zbitego szczeniaka.
- Ooch. No... nie wiem. Ech. Dobra, napiszę ci - westchnęła w końcu. Wtedy twarz Pottera przybrała wyraz satysfakcji, a na ustach pojawił się tryumfalny uśmiech. Zwolniona z jego czaru, Lily fuknęła na niego, celując oskarżycielsko palcem.
- Zrobiłeś to specjalnie! - wyrzuciła mu. W jej oczach znów pojawiły się błyskawice. - Uduszę cię kiedyś! Przyjdę do twojego dormitorium...
- Ooo, to mi się podoba. Wiesz, że moje łóżko jest zawsze otwarte dla ciebie - James spojrzał na nią z uwodzicielskim uśmiechem.
- Ty...! - warknęła na niego, unosząc dłoń. Zaraz jednak opanowała się. - Nie przyjdę do ciebie, Potter! Przyjdę, żeby cię udusić. I to własnymi rękami.
Nie mogąc powstrzymać się, parsknęłam śmiechem. Przysłuchujące się od dłuższego czasu Kiara, Amy i Alice oraz Remus i Syriusz przyłączyli się do mnie. Tylko z twarzy Jamesa znikł nagle uśmiech. Zaraz jednak znów odzyskał swoją pewność siebie.
- Tylko tak mówisz - zbył groźbę Lily machnięciem ręki. - W głębi kochasz mnie na zabój i jedyne o czym myślisz to...
- Zamordowanie ciebie! - syknęła jeszcze raz Evansówna. Potem spojrzała na mnie i bezgłośnie wyjęczała 'zabij mnie'. Stłumiłam chichot.
W końcu James zmęczony groźbami Lily, acz nadal się niepoddający, odszedł, a razem z nim Syriusz. Remus jednak wytłumaczył się im i został, pisząc razem z nami esej dla profesora Eliksirów. Gdy Huncwoci oddalili się, Alice odłożyła pióro.
- Frank poprosił mnie o chodzenie - wyszeptała podniecona. Wszyscy spojrzeliśmy na nią w jednej chwili. Pierwsza odzyskałam głos.
- Frank Longbottom? - upewniłam się. Alice pokiwała głową. Od dawna podkochiwała się w tym cichym chłopaku z naszego roku.
- Opowiadaj! - ponagliła Lily.
-No, wpadliśmy na siebie w sowiarni. Wracałam właśnie z Wróżbiarstwa i pomyślałam, że napiszę do rodziców. On właśnie wychodził. W przejściu powiedzieliśmy sobie cześć i pochwaliliśmy pogodę, wiecie takie bzdety, kiedy nie wiadomo co powiedzieć. W końcu on powiedział, że musi iść. No to ja poszłam na górę, a on na dół. Dziesięć minut później usłyszałam szybkie kroki na schodach i po chwili się pojawił. Od razu razu, jak tylko wszedł zapytał mnie czy wyjdę za niego, ale zaraz się poprawił i spytał, czy zostanę jego dziewczyną. Mówią, szczerze, nie pogardziłabym pierwszą propozycją - uśmiechnęła się, przygryzając wargę. Wszyscy wpatrywaliśmy się w nią z szeroko otwartymi oczami.
- To cudownie, Alice - powiedziała Amy, przytulając ją, gdyż była najbliżej ciemnowłosej. Gdy wszyscy jej pogratulowali, zwróciła się do Remusa.
- Tylko nic nie mów Huncwotom - nakazała mu. Lunatyk pokiwał głową.
- Bez obaw. Nic nie pisnę - obiecał.
- O czym ma nam nie mówić? - usłyszeliśmy głos Jamesa.
- O czym nie piśniesz? - powiedział w tym samym czasie Syriusz.
Oboje zmaterializowali się obok nas z szelmowskimi uśmiechami. Nie wiem jak, ale miałam wrażenie, że wszystko słyszeli.
- O niczym - zaprzeczyła szybko Morwennol. Na twarzy Rogacza pojawił się tryumfalny uśmiech.
- A my już o wszystkim wiemy - powiedział. Cóż, te słowa były dla niego kluczem do zaświatów. Alice zerwała się w tej samej chwili w której James i Syriusz zebrali się do biegu. Wybiegła za nimi, a Kiara, Amy i Lily pobiegły razem z nią. Ostatnie co słyszałam to słowa Alice:
- POTTER! BLACK! WRACAJCIE MI TU!
Zachichotałam. Nieciekawy był los Rogacza i Łapy jeśli dziewczyny ich dogonią.
- To my tu posiedzimy. - mruknęłam spoglądając z rozbawieniem na roześmianego Remusa.


Bernadetta wróciła do teraźniejszości. Severus, Harry oraz jego przyjaciele wpatrywali się w nią wyczekująco, i tylko Remus i Snape wiedzieli co się działo z ich przyjaciółką. Znali ją na tyle dobrze, że wiedzieli, kiedy wracała pamięcią do jakiegoś wspomnienia. Remus nie wątpił, że to wspomnienie zawiązywało do rodziców Harry'ego.
Harry przełknął ślinę; Bernadetta kątem oka uchwyciła drganie jego jabłka Adama.
- Nie żyją od dwunastu lat - odparł.
W jednej chwili wszelkie marzenia Fortuny legły w gruzach. 'Nie żyją od dwunastu lat' - te słowa były dla niej nożem wbitym w prosto serce. I nie szybko, aby ból był krótki. Nóż powoli zagłębiał się w jej martwym sercu, powodując ból nie do zniesienia. Powinnam z nimi być. Dlaczego odeszłam? Gdybym została z nimi... - obwiniała się. W jej duszy łzy leciały potokami, ale na zewnątrz nie okazała swojego bólu.
- Remusie, czy mógłbyś zaprowadzić mnie do Dyrektora? - rzekła do Lunatyka, spojrzenie mając utkwione gdzieś w przestrzeni.
Lupin wziął ją pod rękę i odprowadził do gabinetu. Zaraz za nimi niepostrzeżenie ruszył Snape.
 

2 komentarze:

  1. Fajnie, że udało ci się go dodać.

    Mając na myśli wspomnienie, chodzi ci o ten fragment z rozdziału drugiego napisany kursywą, o wspomnieniu z przeszłości (dokładniej o tej małej kłótni Bernadetty i Severusa oraz tego jak Lily i spółka urządziły Huncwotów)? Przeczytałam raz jeszcze i nadal nie kojarzę o co chodzi. To chyba ma związek z tym, że jest córką charłaczki i półmugola, tak? Coś jak Tom Riddle, przynajmniej do pewnego momentu... Jejku, widzę, że strasznie dużo rzeczy zapominam z czasem. Niby krótki rozbrat z Harry'm, a tyle podstawowych faktów od razu gdzieś uleciało. Bardzo przepraszam...
    A co do rozdziału... Widać, że Bernadetta przeżyła głęboki szok, zresztą co tu się dziwić, to byli towarzysze jej dzieciństwa ;)Bardzo fajne są te wplatane wątki z przeszłości.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie nazwałabym tego małą kłótnią. Severus „stracił” Bernadettę po tym. Tak samo jak spaprał sprawę z Lily. I tak : wszystkie wspomnienia są kursywą. Po trzecie - fragment o Berni jest zaraz po tym jak Snape nazwał ją szlamą. W tym samym akapicie.
      Z jednej strony o to chodzi z tymi wspomnieniami. Później będą odgrywać większą rolę. Ale to dopiero za trzy, może cztery rozdziały. Zależy co mi strzeli do tej głowy ;)
      Cieszę się, że ci się podoba.
      Pozdrawiam, V.

      Usuń