V: Odwiedziny

Razem z Różką wylądowały przed ładnym, piętrowym domkiem ogrodzonym drewnianym płotkiem. Choć wyglądał na pozór normalnie, Bernadetta wyczuła wokół niego ochronne bariery. Zastanawiała się, jak ma przez nie przejść, nie uruchomiając żadnego alarmu. Chciała o to zapytać Różkę, ale trzask poinformował ją, że skrzatka już zniknęła. Westchnęła. Musiała działać na własną rękę. Rozejrzała się, czy nikogo nie ma w pobliżu, po czym wyciągnęła różdżkę i przytknęła ją do bariery. Wyszeptała lekkie zaklęcie, ale kiedy nie podziałało, do głowy wpadła jej inna myśl.
- Expecto patronum - po chwili przed nią, trzepocząc skrzydłami, unosiła się srebrzysta postać kruka. Machając skrzydłami, przeleciał przez barierę, a potem przez ścianę domu. Bernadetta tymczasem schowała różdżkę i czekała. Kilka minut później, drzwi domu otworzyły się i stanęła w nich wysoka kobieta. Miała jasną twarz w kształcie serca, ciemnobrązowe oczy i szczupłą sylwetkę. Kiedy zobaczyła, kto stoi przed jej ogrodzeniem, jej usta mimowolnie otworzyły się ze zdumienia. Po chwili podbiegła do ogrodzenia i jednym słowem, zdjęła osłonę. Bernadetta bez przeszkód otworzyła bramkę i stanęła naprzeciwko niej.
- Bernadetta. Ty.. nic się nie zmieniłaś - rzekła Kiara i już po chwili dawne przyjaciółki obejmowały się. - Tak się cieszę, że wróciłaś.
Bernadetta uśmiechnęła się i potarła ręką plecy Kiary.
- Ja też, Kiaro. Nie powinnam w ogóle odchodzić.
- Nie szkodzi. Chodź, wejdziemy do środka.
Wciąż obejmując się w pasie, udały się do środka.
- Bernadetto, chciałabym ci kogoś przedstawić - powiedziała, kiedy stanęły w drzwiach salonu. - Poznaj mojego męża Daniela.
Słysząc swoje imię, mężczyzna siedzący w fotelu i czytający książkę, odłożył ją i wstał. Był wysokim, szczupłym brunetem i miał naprawdę ładne, niebieskie oczy w których widać było inteligencję, a także czułość i jakieś wewnętrzne ciepło. Bernadetta z miejsca poczuła do niego sympatię.
- Danielu, to jest Bernadetta.
- Witaj, Kiara bardzo dużo opowiadała mi o tobie. Zawsze chciałem cię poznać - wyciągnął do niej rękę. Tak banalny tekst zabrzmiał w jego ustach niezwykle pięknie i szczerze. Miał idealny głos do snucia opowieści, ciepły, niski, działający kojąco na duszę.
- Miło mi. Mam nadzieję, że dobrze się nią opiekujesz. To prawdziwy skarb - odparła i lekko uścisnęła dłoń mężczyzny.
- Wiem - rzekł i spojrzał z miłością na żonę. W tym samym momencie usłyszeli szybkie, drobne kroczki i do salonu wpadł mniej więcej pięcioletni chłopiec. Kiara odwróciła się i z wprawą złapała go na ręce, sadzając sobie na biodrze.
- A to Bernadetto, sens mojego życia. Mój synek Artur.
Bernadetta nie mogła oderwać od niej oczu. Była taka szczęśliwa, wręcz promieniowała siłą, miłością i szczęściem. Widziała to w jej oczach, ale nie tylko. Ten uśmiech, postawa. Bernadetta sama zatęskniła za tym, czego nigdy nie będzie mogła mieć. Zechciało jej się płakać, ale jednocześnie była szczęśliwa i nie chciała psuć tego pięknego obrazka, więc powstrzymała łzy. Zamiast tego uśmiechnęła się do Kiary.
- Masz synka? - było to bardziej stwierdzenie, pomieszane niedowierzanie z tęsknotą.
Kiara pokiwała głową: - I córkę, Lisę, ma trzynaście lat. Artur ma pięć.
- Gratuluje wam. Cześć Artur - zwróciła się do chłopca, który wsunął niecałą piąstkę do buzi.
- Dzen dobly - odparł, a Bernadetcie zachciało się śmiać. Malec był taki śmieszny i tak rozkoszny, że miała ochotę porwać go w ramiona i wyprzytulać jak misia.
- Jesteś piękny mój mały i bardzo uroczy - dodała, mając nadzieję, że znów usłyszy słodki, dziecięcy głosik. Ale tym razem Artur nie odpowiedział, tylko patrzył się na nią wielkimi, brązowymi oczami.
- Jest do ciebie bardzo podobny. Ma twoje oczy - rzekła do Kiary. Ta w odpowiedzi uśmiechnęła się.
- Lisa jest za to żeńskim wcieleniem swojego ojca - dodała, po czym postawiła synka na podłodze. - Teraz pójdziesz z tatą do siebie i tata ci poczyta, dobrze? No, idźcie, a mama porozmawia z ciocią.
Chłopiec, wciąż trzymając piąstkę w buzi, złapał za dużą dłoń ojca i oboje, powolutku ruszyli po schodach na górę. Kiara usiadła na sofie i pokazała Bernadetcie, aby ta też usiadła.
- Jest niezwykły. Bardzo się cieszę Kiaro, że spotkało cię takie szczęście. Masz wspaniałą rodzinę.
Kiara skinęła głową.
- Co cię sprowadza Bernie? Nie widziałam cię od piętnastu lat. Gdzie byłaś?
- Odwiedziłam rodzinę, wnuki i prawnuki stryja. Dziwnie się czułam, rozmawiając z ludźmi dla których jestem cioteczną ciotką, a którzy mają już siwe włosy, podczas gdy ja jestem nieskazitelna i młoda. To nieprzyjemne uczucie, widzieć, jak wiele rzeczy cię omija. Na przykład ty. Masz rodzinę, dzieci. Będziesz patrzyła jak rosną, podczas gdy będziesz się starzeć. A ja? Jeszcze kilkadziesiąt lat będę taka sama, zamrożona i wciąż młoda.
Kiara próbowała się uśmiechnąć.
- To ma swoje plusy.
- Nie Kiaro, to nie ma żadnych plusów dla kogoś, kto w swoich priorytetach lub marzeniach nie ma chęci władzy. Ja chciałam normalnie dorosnąć, mieć rodzinę tak jak ty. Jednak, to nie było mi dane. Nad całą moją rodziną wisi jakieś fatum. Mnie przemienił wampir, Cathy skończyła jako wilkołak i zginęła cztery lata później, matka była charłaczką, choć była czystej krwi, stryj wilkołakiem, a z jego czterech dzieci przeżyło jedno. Teraz się dowiedziałam, że kolejne dziecko z jego potomstwa jest naturalnym wilkiem. To jakieś przekleństwo.
Ale nie o tym chciałam z tobą rozmawiać. Byłam w Hogwarcie. Spotkałam Remusa. I syna Lily. Dlaczego nikt mnie nie powiadomił, że są w takiej sytuacji. Gdybym wiedziała, przybyłabym i chroniła ich. Dlaczego nikt z was, ty, Alice, Amy, Syriusz, Remus czy Peter mnie nie powiadomiliście? Wystarczyłaby jedna wiadomość - pytała prawie błagalnie. Nie mogła sobie tego wybaczyć. Nigdy nie będzie mogła. - Co w ogóle dzieje się z resztą?
Kiara westchnęła smutno.
- Bernadetto, kiedy chodziliśmy do szkoły, nie byliśmy świadomi jak wielkie jest niebezpieczeństwo i że wojna się zbliża. Byliśmy zbyt młodzi i głupi, żeby zwracać na coś takiego uwagę. Potem po zakończeniu siódmej klasy, weszliśmy w dorosłość, tak nagle. Dopiero wtedy przekonaliśmy się, jaka jest rzeczywistość. Lily i James wiedzieli czego chcą. Chcieli się pobrać i zamieszkać razem. I tak zrobili. James znalazł pracę na Pokątnej w sklepie z miotłami, to było jego drugie oczko w głowie. Zamieszkali w Dolinie Godryka w domu jego rodziców. Pamiętasz, że pani Potter zmarłą kiedy byliśmy w czwartej klasie? Ojciec Jamesa zmarł zaraz po ukończeniu przez niego Hogwartu. Jak już wiesz, Sama-Wiesz-Kto zamordował ich, kiedy Harry miał roczek. Alice poszła w ślady Lily i już na ostatnim roku zaręczyli się z Frankiem. Było trochę kłopotów z jego mamą, ale w końcu zamieszkali u niej. Oboje zostali aurorami. Po upadku Sama-Wiesz-Kogo, byli torturowani przez kilku Śmierciożerców do utraty zmysłów. Leżą na oddziale w Mungu. Ich syn Neville, jest wychowywany prze mamę Franka. Ja zaczęłam pracę u św. Munga, tam poznałam Daniela, nadal tam pracuje. Amy zamieszkała w Londynie. Chciała pracować dla Proroka i jej się udało. Ostrzegałyśmy ją, żeby nie wypisywała tego wszystkiego o Sama-Wiesz-Kim, ale nie słuchała nas. Zabił ją kilka miesięcy przed Lily i Jamesem - po policzkach Kiary spłynęły łzy. Otarła je szybko i kontynuowała. - Od Remusa nie mieliśmy żadnych wieści, nie wiedziałam co się z nim stało. Wszyscy obawialiśmy się najgorszego. A Syriusz... Mówią, że to on zdradził Lily i Jamesa, a potem zabił Petera. Nigdy w to nie wierzyłam. Syriusz szybciej dałby się zabić, niż wydałby kogokolwiek z nas. Umieścili go w Azkabanie, ale podobno uciekł w lato, tuż sprzed nosa Ministra Magii, który wtedy był tam.
Bernadetta słuchała tego wszystkiego i nie mogła uwierzyć. A więc z całej ich gromady została tylko Kiara i Remus? Z paczki, która miała być nierozłączna do końca? Ale kogo ja obwiniam? Przecież pierwsza odeszłam. Gdybym została może wszystko byłoby dobrze? Czy kiedykolwiek się tego dowiem.
- Czy Frank i Alicja... czy są jakieś szanse, że kiedykolwiek odzyskają zmysły? - zapytała.
Kiara wzruszyła ramionami, a jej oczy znowu się zaszkliły.
- Prawdopodobnie nie.
Bernadetta pokiwała głową, po czym wstała.
- Już idziesz?
- Muszę jeszcze odwiedzić parę miejsc. Jeszcze cię odwiedzę, możesz być tego pewna - uśmiechnęła się do Kiary i przytuliła ją.
- W porządku.
Bernadetta wyszła i teleportowała się.
 

1 komentarz:

  1. Hej. I się nie myliłam. Blog świetny. Szablon po prostu BOMBA. Idealnie pasuje, a napis na nim bardzo mi się podoba i cały czas dźwięczy gdzieś w mojej głowie. Rozdział wcale nie jest do bani. A co do czytelników, to jednego przynajmniej masz - mnie ;) . Jestem pewna że o wiele więcej, sądząc po statystykach odwiedzin bloga. Ja też często czytam jakiegoś bloga, a potem nie zostawiam śladu w postaci komentarza. Ale to nie znaczy że nie jestem jego czytelniczką. Widzę kolejne dwa blogi. Wyobraźnie musisz mieć dużą, skoro posiadasz tyle blogów z opowiadaniami. Dzisiaj za pewne nie dam radę przeczytać ich (niestety :( ) , ale postaram się w najbliższym czasie na nie wpaść. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń