Razem z Różką
wylądowały przed ładnym, piętrowym domkiem ogrodzonym drewnianym
płotkiem. Choć wyglądał na pozór normalnie, Bernadetta wyczuła
wokół niego ochronne bariery. Zastanawiała się, jak ma przez nie
przejść, nie uruchomiając żadnego alarmu. Chciała o to zapytać
Różkę, ale trzask poinformował ją, że skrzatka już zniknęła.
Westchnęła. Musiała działać na własną rękę. Rozejrzała się,
czy nikogo nie ma w pobliżu, po czym wyciągnęła różdżkę i
przytknęła ją do bariery. Wyszeptała lekkie zaklęcie, ale kiedy
nie podziałało, do głowy wpadła jej inna myśl.
- Expecto patronum - po
chwili przed nią, trzepocząc skrzydłami, unosiła się srebrzysta
postać kruka. Machając skrzydłami, przeleciał przez barierę, a
potem przez ścianę domu. Bernadetta tymczasem schowała różdżkę
i czekała. Kilka minut później, drzwi domu otworzyły się i
stanęła w nich wysoka kobieta. Miała jasną twarz w kształcie
serca, ciemnobrązowe oczy i szczupłą sylwetkę. Kiedy zobaczyła,
kto stoi przed jej ogrodzeniem, jej usta mimowolnie otworzyły się
ze zdumienia. Po chwili podbiegła do ogrodzenia i jednym słowem,
zdjęła osłonę. Bernadetta bez przeszkód otworzyła bramkę i
stanęła naprzeciwko niej.
- Bernadetta. Ty.. nic się
nie zmieniłaś - rzekła Kiara i już po chwili dawne przyjaciółki
obejmowały się. - Tak się cieszę, że wróciłaś.
Bernadetta uśmiechnęła
się i potarła ręką plecy Kiary.
- Ja też, Kiaro. Nie
powinnam w ogóle odchodzić.
- Nie szkodzi. Chodź,
wejdziemy do środka.
Wciąż obejmując się w
pasie, udały się do środka.
- Bernadetto, chciałabym ci
kogoś przedstawić - powiedziała, kiedy stanęły w drzwiach
salonu. - Poznaj mojego męża Daniela.
Słysząc swoje imię,
mężczyzna siedzący w fotelu i czytający książkę, odłożył ją
i wstał. Był wysokim, szczupłym brunetem i miał naprawdę ładne,
niebieskie oczy w których widać było inteligencję, a także
czułość i jakieś wewnętrzne ciepło. Bernadetta z miejsca
poczuła do niego sympatię.
- Danielu, to jest
Bernadetta.
- Witaj, Kiara bardzo dużo
opowiadała mi o tobie. Zawsze chciałem cię poznać - wyciągnął
do niej rękę. Tak banalny tekst zabrzmiał w jego ustach niezwykle
pięknie i szczerze. Miał idealny głos do snucia opowieści,
ciepły, niski, działający kojąco na duszę.
- Miło mi. Mam nadzieję,
że dobrze się nią opiekujesz. To prawdziwy skarb - odparła i
lekko uścisnęła dłoń mężczyzny.
- Wiem - rzekł i spojrzał
z miłością na żonę. W tym samym momencie usłyszeli szybkie,
drobne kroczki i do salonu wpadł mniej więcej pięcioletni
chłopiec. Kiara odwróciła się i z wprawą złapała go na ręce,
sadzając sobie na biodrze.
- A to Bernadetto, sens
mojego życia. Mój synek Artur.
Bernadetta nie mogła
oderwać od niej oczu. Była taka szczęśliwa, wręcz promieniowała
siłą, miłością i szczęściem. Widziała to w jej oczach, ale
nie tylko. Ten uśmiech, postawa. Bernadetta sama zatęskniła za
tym, czego nigdy nie będzie mogła mieć. Zechciało jej się
płakać, ale jednocześnie była szczęśliwa i nie chciała psuć
tego pięknego obrazka, więc powstrzymała łzy. Zamiast tego
uśmiechnęła się do Kiary.
- Masz synka? - było to
bardziej stwierdzenie, pomieszane niedowierzanie z tęsknotą.
Kiara pokiwała głową: - I
córkę, Lisę, ma trzynaście lat. Artur ma pięć.
- Gratuluje wam. Cześć
Artur - zwróciła się do chłopca, który wsunął niecałą
piąstkę do buzi.
- Dzen dobly - odparł, a
Bernadetcie zachciało się śmiać. Malec był taki śmieszny i tak
rozkoszny, że miała ochotę porwać go w ramiona i wyprzytulać jak
misia.
- Jesteś piękny mój mały
i bardzo uroczy - dodała, mając nadzieję, że znów usłyszy
słodki, dziecięcy głosik. Ale tym razem Artur nie odpowiedział,
tylko patrzył się na nią wielkimi, brązowymi oczami.
- Jest do ciebie bardzo
podobny. Ma twoje oczy - rzekła do Kiary. Ta w odpowiedzi
uśmiechnęła się.
- Lisa jest za to żeńskim
wcieleniem swojego ojca - dodała, po czym postawiła synka na
podłodze. - Teraz pójdziesz z tatą do siebie i tata ci poczyta,
dobrze? No, idźcie, a mama porozmawia z ciocią.
Chłopiec, wciąż trzymając
piąstkę w buzi, złapał za dużą dłoń ojca i oboje, powolutku
ruszyli po schodach na górę. Kiara usiadła na sofie i pokazała
Bernadetcie, aby ta też usiadła.
- Jest niezwykły. Bardzo
się cieszę Kiaro, że spotkało cię takie szczęście. Masz
wspaniałą rodzinę.
Kiara skinęła głową.
- Co cię sprowadza Bernie?
Nie widziałam cię od piętnastu lat. Gdzie byłaś?
- Odwiedziłam rodzinę,
wnuki i prawnuki stryja. Dziwnie się czułam, rozmawiając z ludźmi
dla których jestem cioteczną ciotką, a którzy mają już siwe
włosy, podczas gdy ja jestem nieskazitelna i młoda. To nieprzyjemne
uczucie, widzieć, jak wiele rzeczy cię omija. Na przykład ty. Masz
rodzinę, dzieci. Będziesz patrzyła jak rosną, podczas gdy
będziesz się starzeć. A ja? Jeszcze kilkadziesiąt lat będę taka
sama, zamrożona i wciąż młoda.
Kiara próbowała się
uśmiechnąć.
- To ma swoje plusy.
- Nie Kiaro, to nie ma
żadnych plusów dla kogoś, kto w swoich priorytetach lub marzeniach
nie ma chęci władzy. Ja chciałam normalnie dorosnąć, mieć
rodzinę tak jak ty. Jednak, to nie było mi dane. Nad całą moją
rodziną wisi jakieś fatum. Mnie przemienił wampir, Cathy skończyła
jako wilkołak i zginęła cztery lata później, matka była
charłaczką, choć była czystej krwi, stryj wilkołakiem, a z jego
czterech dzieci przeżyło jedno. Teraz się dowiedziałam, że
kolejne dziecko z jego potomstwa jest naturalnym wilkiem. To jakieś
przekleństwo.
Ale nie o tym chciałam z
tobą rozmawiać. Byłam w Hogwarcie. Spotkałam Remusa. I syna Lily.
Dlaczego nikt mnie nie powiadomił, że są w takiej sytuacji. Gdybym
wiedziała, przybyłabym i chroniła ich. Dlaczego nikt z was, ty,
Alice, Amy, Syriusz, Remus czy Peter mnie nie powiadomiliście?
Wystarczyłaby jedna wiadomość - pytała prawie błagalnie. Nie
mogła sobie tego wybaczyć. Nigdy nie będzie mogła. - Co w ogóle
dzieje się z resztą?
Kiara westchnęła smutno.
- Bernadetto, kiedy
chodziliśmy do szkoły, nie byliśmy świadomi jak wielkie jest
niebezpieczeństwo i że wojna się zbliża. Byliśmy zbyt młodzi i
głupi, żeby zwracać na coś takiego uwagę. Potem po zakończeniu
siódmej klasy, weszliśmy w dorosłość, tak nagle. Dopiero wtedy
przekonaliśmy się, jaka jest rzeczywistość. Lily i James
wiedzieli czego chcą. Chcieli się pobrać i zamieszkać razem. I
tak zrobili. James znalazł pracę na Pokątnej w sklepie z miotłami,
to było jego drugie oczko w głowie. Zamieszkali w Dolinie Godryka w
domu jego rodziców. Pamiętasz, że pani Potter zmarłą kiedy
byliśmy w czwartej klasie? Ojciec Jamesa zmarł zaraz po ukończeniu
przez niego Hogwartu. Jak już wiesz, Sama-Wiesz-Kto zamordował ich,
kiedy Harry miał roczek. Alice poszła w ślady Lily i już na
ostatnim roku zaręczyli się z Frankiem. Było trochę kłopotów z
jego mamą, ale w końcu zamieszkali u niej. Oboje zostali aurorami.
Po upadku Sama-Wiesz-Kogo, byli torturowani przez kilku
Śmierciożerców do utraty zmysłów. Leżą na oddziale w Mungu.
Ich syn Neville, jest wychowywany prze mamę Franka. Ja zaczęłam
pracę u św. Munga, tam poznałam Daniela, nadal tam pracuje. Amy
zamieszkała w Londynie. Chciała pracować dla Proroka i jej się
udało. Ostrzegałyśmy ją, żeby nie wypisywała tego wszystkiego o
Sama-Wiesz-Kim, ale nie słuchała nas. Zabił ją kilka miesięcy
przed Lily i Jamesem - po policzkach Kiary spłynęły łzy. Otarła
je szybko i kontynuowała. - Od Remusa nie mieliśmy żadnych wieści,
nie wiedziałam co się z nim stało. Wszyscy obawialiśmy się
najgorszego. A Syriusz... Mówią, że to on zdradził Lily i Jamesa,
a potem zabił Petera. Nigdy w to nie wierzyłam. Syriusz szybciej
dałby się zabić, niż wydałby kogokolwiek z nas. Umieścili go w
Azkabanie, ale podobno uciekł w lato, tuż sprzed nosa Ministra
Magii, który wtedy był tam.
Bernadetta słuchała tego
wszystkiego i nie mogła uwierzyć. A więc z całej ich gromady
została tylko Kiara i Remus? Z paczki, która miała być
nierozłączna do końca? Ale kogo ja obwiniam? Przecież pierwsza
odeszłam. Gdybym została może wszystko byłoby dobrze? Czy
kiedykolwiek się tego dowiem.
- Czy Frank i Alicja... czy
są jakieś szanse, że kiedykolwiek odzyskają zmysły? - zapytała.
Kiara wzruszyła ramionami,
a jej oczy znowu się zaszkliły.
- Prawdopodobnie nie.
Bernadetta pokiwała głową,
po czym wstała.
- Już idziesz?
- Muszę jeszcze odwiedzić
parę miejsc. Jeszcze cię odwiedzę, możesz być tego pewna -
uśmiechnęła się do Kiary i przytuliła ją.
- W porządku.
Bernadetta wyszła i
teleportowała się.