Parę minut później
Bernadetta w towarzystwie Dumbledore'a szła przez Wielką Salę. Pod
sufitem unosiło się mnóstwo wydrążonych pomarańczowych dyń z
płonącymi w środku świecami, chmary czarnych nietoperzy i
płonących, pomarańczowych serpentyn. Wystrój nie zmienił się
bardzo od jej ostatniej uczty. Ze wszystkich stron bombardowały ją
spojrzenia wścibskich uczniów. Teraz ją to irytowało, choć
pamiętała jak sama się zachowywała jako uczennica. Nowa osoba to
było coś. Jej krzesło stało pomiędzy Remusem a Minerwą. Oboje
siedzieli już na swoich miejscach, gdy Bernadetta do nich dołączyła.
Po drugiej stronie stołu siedział Severus, którego wzrok czuła na
sobie przy wchodzeniu na podest. Remus wyglądał zdrowiej, więc
domyśliła się, że wypił eliksir; kiedy wchodziła prowadził
ożywioną rozmowę z Flitwickiem. Nie chcąc mu przeszkadzać,
usiadła i rozejrzała się po sali. Jeszcze nigdy nie siedziała po
tej stronie stołu. Perspektywa była zupełnie inna, nowa, szersza.
Spodobała jej się. W sali dojrzała twarz Harry'ego. Był tak
podobny do ojca, że przypomniała sobie ich ostatnią wspólną
kolacje w Noc Duchów.
Noc Duchów w Hogwarcie
była zawsze ulubionym świętem uczniów. To był jedyny dzień,
gdzie nie obowiązywała cisza nocna, a kolacja była lepsza niż ta
na rozpoczęcie i zakończenie roku. W każdy razie to było zdanie
Huncwotów. Cała nasza dziewiątka siedziała prawie na samym końcu,
daleko od stołu nauczycielskiego, dlatego chłopcy pozwalali sobie
na większą swobodę.
- I tak go wkręciliśmy,
że wpadł w to bagno przed gabinetem i nie mógł się z niego
wydostać przez pół dnia. Dopiero Flitwick go znalazł i pomógł
wyjść - relacjonował z pasją Syriusz z buzią pełną jedzenia,
wywijając na wszystkie strony widelcem. Lily zmarszczyła brwi znad
swojego kawałka ciasta.
- Zachowaliście się
okropnie - pokręciła głową z dezaprobatą. Jeszcze kilka miesięcy
temu zrobiłaby Huncwotom okropną awanturę, ale odkąd związała
się z głównym ich pomysłodawcą, nauczyła się, że nieważne
jak mocno na nich nawrzeszczy, oni nic sobie z tego nie zrobią, a
tym bardziej nie przestaną. Niektóre ich pomysły i ją bawiły,
choć w życiu by się do tego nie przyznała przed Jamesem albo
Łapą. A podłożenie klejącego bagna pod gabinetem znienawidzonego
woźnego nie zdenerwowało jej tak jak to okazywała. Wprost
przeciwnie.
Siedzący obok James
objął ją i lekko musnął ustami jej policzek.
- To tylko żart, Lily.
Nie mów mi, że ci się nie spodobał. Ty też nie lubisz Filcha -
odparł.
- I tak uważam, że to
było okropne - mruknęła, wtulając się w jego szkarłatno-złoty
sweter z dumną naszywką ryczącego lwa. Patrząc na nich, poczułam
ukłucie zazdrości. Mnie nikt tak nigdy nie kochał. Nie patrzył na
mnie w ten sposób. Rozejrzałam się wokół siebie. Druga para
gołąbków, Alice i Frank, siedziała na przeciwko mnie, trochę na
prawo. Póki nie wpadli na siebie, Alice nigdy nie miała maślanych
oczu. Zachciało mi się z niej śmiać. Cały jej praktycyzm i
logika wzięły w łeb w starciu z siłą miłości.
- Urządzamy dzisiaj
imprezę w Pokoju Życzeń. Będzie sama elita - rzucił Syriusz,
uśmiechnął się szeroko i wyciągnął.
- Och, biedaczysko - Amy
nie mogła się powstrzymać. - Czyli ciebie na niej nie będzie -
udając współczucie, położyła mu dłoń na ramieniu. - Nie
przejmuj się, przyniesiemy ci jedno kremowe piwo.
Syriusz prychnął i
odgryzł się jej. W odpowiedzi złapała się za serce i zrobiła
cierpiętniczą minę.
- Twoje słowa mnie
ranią. Jak możesz być dla mnie taki okrutny! - po czym wybuchnęła
śmiechem, jak reszta z nas. Dalsza część kolacji upłynęła nam
na śmiechach i żartach. Później rozdzieliliśmy się. Chłopcy
poszli przygotowywać Pokój Życzeń, a my postanowiłyśmy się
przygotować.
Wyobraźcie sobie
szaleńczy bieg pięciu dziewczyn w wyścigu do łazienki. Histerię,
kiedy okazało się, że sukienka zniknęła i okrzyki radości, gdy
znalazła się w kufrze, gdzie cały czas leżała. Oraz przepychanki
przy lustrze, które każda chciała mieć dla siebie. Do tego
towarzyszące wszystkiemu przekleństwa, wybuchy śmiechu i złości.
Mniej więcej tak przedstawiały się nasze przygotowania do imprezy.
W końcu stanęłyśmy przed lustrem, o dziwo wszystkie się
zmieściłyśmy i nikt nikogo nie przepychał. Zmierzyłyśmy siebie
krytycznymi, a następnie zadowolonymi spojrzeniami.
- Ale z nas laski -
rzuciła w końcu Amy. Wszystkie się roześmiałyśmy i napięcie
minionych dwóch godzin opadło.
- To prawda. W tej kiecce
nawet Alice ma cycki - dodała.
- A i owszem - Alice,
która normalnie nie omieszkałaby się odgryźć, teraz ze śmiechem
oglądała siebie w lustrze.
- No, moje drogie. Czas
na nas - odparłam. Wyszłyśmy z dormitorium i weszłyśmy do Pokoju
Wspólnego. Był dość pełen. Kiedy się pojawiłyśmy, część
sali, męskiej w większości, ucichło i obejrzało się na nas, a
szczęki omal im nie opadły do podłogi. Z godnością przeszłyśmy,
odprowadzane ich wzrokiem. Kiedy tylko znalazłyśmy się na
korytarzu, nie wytrzymałyśmy i wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Wi.... widziałyście
ich miny - wydusiła Alice, płacząc ze śmiechu.
- Jakby oberwali drętwotą
- odparłam.
- Jeżeli to przedsmak
tego jak zareagują nasi chłopcy, to powiem wam, że już mi się
podoba - dodała Lily. W wyśmienitych humorach ruszyłyśmy do
Pokoju Życzeń.
Tak. Impreza trwała do
samego rana. Bernadetta przypomniała sobie, że dopiero o siódmej
wróciły do dormitorium, a wstały na obiad. Głowy bolały ich
niemiłosiernie, w końcu cały zapas ognistej whisky poszedł w
całości. Chłopców nie widziały tamtego dnia aż do kolacji,
kiedy przywiał ich w końcu głód. Wyglądali okropnie, co nie
uszło uwadze MacGonagall. Do dziś nie mogła zapomnieć przelotnego
uśmiechu profesor, kiedy ta skończyła już wykład i na odchodne
rzuciła parę kąśliwych uwag. Nie miała wątpliwości, co
poprzedniego wieczoru robili jej podopieczni.
Nagle poczuła lekkie
szturchnięcie.
- O czym myślisz? -
usłyszała Remusa. Wahała się przez kilka sekund.
- O naszej ostatniej Nocy
Duchów.
Remus na chwilę zasępił
się. Marszczył czoło i patrzył właśnie w to miejsce, gdzie
przed laty siedzieli i słuchali opowieści o podłożeniu błota pod
gabinet Filcha.
- Miałem potem
niesamowitego kaca - pokręcił lekko głową. - Żaden z nas nie
mógł się ruszyć. Peter siedział jak na szpilkach. Strasznie
hałasował, więc James w końcu zagroził, że zamieni go w
poduszkę, jeżeli nie przestanie chrupać i ciamkać.
- Biedaczysko. James musiał
go rzeczywiście mocno przerazić, skoro przestał.
- Nie był w najlepszym
stanie - Lupin uśmiechnął się półgębkiem.
- Wiem coś o tym. Nie
pamiętam ile wtedy wypiłam, ale jak się obudziłam myślałam, że
rozsadzi mi głowę. Wtedy obiecałyśmy sobie z dziewczynami, że
nigdy więcej nie pójdziemy z wami na żadną imprezę. Gdyby nie
Łapa, jego zakład i to, że nas podpuszczał nie skończyłybyśmy
tak. Pocieszam się faktem, że obróciło się to przeciwko niemu i
miał gorzej niż my.
- W zasadzie same go
sprowokowałyście.
- My?
- Kiedy Amy podwinęła
spódnicę wyżej... no cóż... nie mógł się oprzeć - odparł.
Kiedy Bernadetta na niego spojrzała, zobaczyła te same wesołe
ogniki, które przypomniały jej tego młodego Huncwota z
przeszłości. - Chociaż i tak uważam, że nie ona miała
najkrótszą - po czym puścił do niej oko. Czegoś takiego w życiu
się nie spodziewała!
- Wcale nie - odparła. -
Musiałeś mnie z kimś pomylić.
- Hmmm. A czy to nie ty
miałaś taką granatową sukienkę z koronkowymi rękawami? Krótką,
do ud, z koronkową obwódką? Z całkiem głębokim wcięciem,
również obszytym koronką? Nie, nie?
- Masz niezwykłą pamięć
do szczegółów - odparła z kamiennym wyrazem twarzy.
- Raczej do tego, co mnie
interesuje.